Wszyscy mnie znali w jednostce. Gdyby ktoś spytał po nazwisku, to nikt by nie wiedział, ale gdy ktoś pytał:
– Gdzie służy człowiek Boży?
Każdy wiedział, w której kompanii, plutonie, pod kim, itd. Oni pokazują i odpowiadają, wszystko wiedząc o mnie. Wiecie jak blisko byłem w tym czasie z Panem? Jeśli by mi zaproponowali jeszcze raz iść do wojska i przejść te same przykrości, to bez wahania bym poszedł, ze względu na odczuwanie tej bliskości Pana. Ja wstawałem rano i Duch Święty mówił mi co mam robić.
Duch Święty mówił, będzie tak a tak; spotka cię to i to, zrób tak i tak. Ja już wcześniej wiedziałem co mnie spotka. Wiedziałem, że tego dnia będę miał rozmowę i z kim.
Oto pewnego dnia wstaję rano, a Duch Święty mówi mi:
– Dzisiaj wieczorem będziesz miał spotkanie z KGB-owcami.
I gdy to powiedział, to kontynuował:
– Ty musisz milczeć, dopóki ja ci nie powiem, żebyś mówił.
Wieczór nadszedł, przychodzą po mnie i mówią KGB wzywa cię. Ja przyszedłem. Zaczęli zadawać mi pytania, chociaż oni wiele już wiedzieli. W pytaniach chodziło o nazwiska naczyń, które Bóg używał, dane pastorów ich adresy itd. W ogóle, dużo różnych pytań. A ja milczę.
Wiecie, tyle już mieliśmy rozmów z takimi ludźmi, tak że lubiłem im udowadniać, pokazywać im na ich błędy mówiąc, wy nie macie racji w tym, lub w tamtym. Ale tym razem Duch Święty nakazał mi milczeć, dopóki On nie powie mi by mówić.
Ja tak bardzo chcę im dopiec, bo widzę, że napierają. W pewnej chwili jeden z nich przybliża się do mnie i aż promienieje, gotów ogłosić zwycięstwo nade mną. „Ach ty nic nie wiesz, nic nie potrafisz, nawet odpowiedzieć, ty.." i zaczął. I właśnie wtedy Duch Święty mówi:
– A teraz powiedz mu: „niech wyjmie i położy magnetofon na stole, ten, który trzyma w kieszeni".
Oczywiście, w tym czasie ja w ogóle się nie bałem. Niech sobie będzie kto, czy co chce. I mówię mu:
– Teraz proszę wyjąć i położyć na stole pański magnetofon.
A on tak, jak przybliżał się rzucając zdania obwiniające mnie, gdy tylko to usłyszał, przerwał w pół sylaby, stanął z rozdziawioną buzią i ostatni dźwięk, jaki wypowiedział było: „ch". Nic nie mógł powiedzieć. Cały się zaczerwienił, zapocił się i się strasznie zmienił na twarzy. A ten drugi agent, który był z nim, podszedł do niego, wziął go za rękę i mówi:
– Idziemy, idziemy już; śpieszymy się, przepraszamy cię. U nas teraz nie ma czasu. Przyjdziemy innym razem.
Od tamtego czasu przyszli jeszcze tylko raz na rozmowę, a ten, który miał magnetofon nie przyszedł w ogóle. Przyszedł jego kolega z innym.