Półtora tygodnia po tych wydarzeniach odesłali go do innej jednostki, abyśmy więcej nie mogli się spotykać. Po tym zajściu wzywa mnie zastępca politycznego i mówi:
– Słuchaj, wiesz co, w Biblii napisano, że „człowiek nie będzie żył samym chlebem, ale każdym słowem wychodzącym z ust Bożych" i ty nas nie słuchasz, nie wykonujesz rozkazów, masz własne prawa, masz swoją Biblię. Powiedzieliśmy ci abyś nie agitował, a ty tym bardziej mówisz do coraz większej ilości żołnierzy, a więc nie jesteś naszym żołnierzem. Ty jesteś żołnierzem Jezusa, a więc niech On troszczy się o ciebie, niech karmi cię, niech ci pomaga jak Sam chce. Od dzisiaj nie masz prawa wstępu na stołówkę.
Kiedy on to powiedział, to pomyślałem, że żartuje, no bo jak on mógł coś takiego zrobić? A gdy poszedłem na śniadanie - a tego dnia on był dyżurnym - to on powiedział mi:
– Przecież ci powiedziałem, że więcej nie masz prawa jeść na żołnierskiej stołówce!
Odwróciłem się i pomyślałem:
– Cóż, dziś nie zjem, a jutro gdy go nie będzie, to zajdę i zjem w stołówce.
Innej możliwości nie miałem, ponieważ w ciągu trzech miesięcy nie otrzymałem żadnego listu. Wszystkie były sprawdzane i konfiskowane. W ogóle nie wiedziałem co się dzieje z moją rodziną. Nie wiedziałem jak żyją moi bracia i siostry. Także wielu wierzących pisało listy, prosząc w nich:
– Bracie Pawle, pomódl się o nas. Mamy taki a taki problem. Daj znać co powie lub pokaże Pan.
Wszystko to gromadzono w moich aktach personalnych, a na mnie wszczęto śledztwo, dlatego że jeśli bym odmówił wykonywania pracy, to oni mieli pełne prawo odesłać mnie do więzienia. A ja, pomimo utrudnień, pracowałem. Oni oczekiwali, że odmówię pracy, dlatego mi dali 16 godzin na dobę. A żadnych pieniędzy nie miałem. Następnego dnia poszedłem na stołówkę, a tam od samego rana, od pobudki, stał oficer dyżurny. Na drzwiach było napisano, że mam zakaz wstępu. Gdy tylko zbliżyłem się do stołówki, on powiedział mi:
– A ty co, przecież nie masz prawa wstępu na stołówkę.
Wtedy wróciłem i zacząłem myśleć:
– Panie jak mam dalej postępować, jak żyć dalej?
Gdy szliśmy do pracy, trzeba było iść marszowym krokiem i śpiewać pieśni na cześć komunizmu i partii. Oczywiście ja tego robić nie mogłem, więc szedłem z tyłu i modliłem się:
– Panie, daj mi siły przezwyciężyć to wszystko co spotkam w drodze.
– Patrzcie, wojownik Jezusa idzie.
A moje buty rwały się i były znoszone. Nogi miałem stale mokre. Buty i onuce nie nadążały schnąć, tak mijały dni. Z dnia na dzień było coraz ciężej, bo nie miałem żywności, a wody było wszędzie dużo, ale ja starałem się pić jak najmniej, aby organizm nie osłabł. Gdy minął dziewiąty dzień poczułem, że siły całkiem mnie opuszczają. Dziewiątego dnia, jeszcze jakoś pracowałem. Bardzo ciężko było chodzić po schodach.
Z trudem dotrwałem do końca dnia. Wieczorem wróciłem do jednostki wycieńczony. Gdy wracaliśmy oficerowie popychali mnie, mówiąc:
– Szybciej idź, szybciej, dalej!
A nogi mnie bolały jakby ktoś je nożem ciął, czułem jakby ktoś łamał mi kości. Ledwo ciągnąłem je za sobą. Gdy w końcu położyłem się spać, nie mogłem zasnąć, bo byłem cały obolały. Tylko Jezus wie jak podniosłem się i wstałem następnego dnia.
Ubrałem się i poszedłem do pracy. Gdy doszliśmy na miejsce usiadłem i siły całkiem mnie opuściły. Modliłem się myśląc:
– Panie, co mam czynić?
W tym czasie podchodzi do mnie oficer i mówi:
– A ty co, czemu nie pracujesz?
Odpowiadam:
– Już nie mogę pracować. Zróbcie ze mną co chcecie - bijcie, chcecie, to zabijajcie. Jeśli chcecie to zamykajcie. Do tej poty pracowałem, ale dalej już nie mogę.
On machnął ręką i odszedł.
Nadszedł czas obiadu. Żołnierze poszli na obiad a ja wszedłem do betonowego elementu z przestrzenią metrowej wielkości i zacząłem się modlić. Myślałem, ze wszyscy o mnie zapomnieli, że zapomnieli o mnie rodzice, zapomnieli i bracia wierzący, wszyscy. I już zaczęła przychodzić myśl, że zapewne nawet Chrystus zapomniał o mnie. Wtedy tam stanąłem na kolana i zacząłem się modlić. Gdy myślałem, że wszyscy mnie porzucili, a pewnie i Jezus porzucił, pomyślałem, że może ja czynię coś nie tak jak powinienem.