Żona chodziła do lekarzy i oni orzekli, że na to nie ma lekarstwa. Nazwali to epilepsją. Zrozumiałem, że ona została opętana. On jeszcze powiedział:
– To się stało jak cię pobiłem, To ty jesteś winny. Musisz pomodlić się do Boga, żeby jej się polepszyło. Jeśli będzie normalna, to zostaniesz moim najlepszym przyjacielem, a jeśli nie to znajdę sposób aby cię wykończyć.
Chrystus tylko co mnie uzdrowił. Przed wojskiem modliliśmy się o opętanych. Zawsze szło się po dwóch lub trzech dlatego, że gdy jeden osłabł to opierał się o ramię drugiego. Myślałem:
– Jak ja to zrobię w tej sytuacji? Jeśli Bóg ją uzdrowi, to będzie dobrze, a jeśli nie to i tak umrę.
Pomyślałem więc, że pójdę aby nie być winnym przed Bogiem. Powiedziałem:
– Jedźmy.
Ja zacząłem już mu wydawać rozkazy.
W samochodzie zaczął mi proponować dużą sumę pieniędzy jeśli jej się polepszy. Powiedziałem, że nie chcę żadnych pieniędzy. „Ja tylko poproszę pana o jedno - gdy zaczniemy się o nią modlić, to bardzo proszę stanąć na kolana i uniżyć się przed Bogiem". On był człowiekiem, któremu lżej było zapłacić niż klęknąć. W końcu przekonałem go. Zgodził się.
Gdy przyjechaliśmy na miejsce, jego córka wyszła z domu i patrząc na mnie zwierzęcym wzrokiem, wyrzuciła:
– Ty co tu robisz? Tu jest inne królestwo.
Modliliśmy się i nie było żadnej odpowiedzi. Skończyliśmy modlitwę, wstaliśmy i mówię:
– Towarzyszu majorze, trzeba będzie jeszcze raz skłonić kolana.
A on na to:
– Nie, bo będziesz opowiadał, że major modli się z tobą.
Zaczął podchodzić do mnie w do mnie w złości. Ja zacząłem się cofać, a jego żona nie przestawała płakać. W końcu ona spytała:
– Czy ciężko ci to zrobić?
A on na to:
– On będzie opowiadał, żołnierzom, że major modli się z nim.
Ona powiedziała:
– Jeśli zechce to i tak powie, ponieważ już raz klęczałeś z nim.
Gdy to usłyszał to ukląkł powtórnie i gdy zaczęliśmy się modlić, od razu odczułem obecność siły Ducha Świętego i czuło się, że Jezus Chrystus już zaczął swoją pracę.
– W imieniu Jezusa wyjdź precz!
Momentalnie szatan rzucił to dziecko o ziemię potężnym uderzeniem. Dziecko padło jak martwe. Wtedy Duch Święty mówi:
– Skończyłem swoje dzieło.
Wtedy wspomniałem słowa wypowiedziane do majora poprzednio.
Zrozumiałem, że dziecko zostało uwolnione i powiedziałem im:
– Pan wysłuchał naszej modlitwy i teraz trzeba podziękować Bogu. Najpierw niech podziękuje ojciec, potem matka, a na końcu podziękuję ja.
Major powiedział:
– Za co? Za co mam dziękować? Za to że zabiłeś moją córkę?
Odpowiedziałem:
– Towarzyszu majorze, niech pan nie śpieszy się. Trzeba poczekać, uniżyć się przed Bogiem.
On rzekł:
– Nigdy tego nie zrobię!
Ale po chwili przekonałem go. Dziecko nadal leżało w bezruchu. Powiedziałem:
– Nie ruszajcie jej, niech tak leży aż sama wstanie.
On spytał:
– No jak, jak mam dziękować?
Powiedziałem, co ma mówić. Zaczął mówić — jakby Bóg mu był coś dłużny - „Panie, dziękuję Ci, że ją uzdrowiłeś", a matka tylko płakała, w końcu podziękowała, i na końcu ja. Po czym powstaliśmy i powiedziałem, żeby mnie odwiózł do jednostki. Przyjechaliśmy i ja położyłem się spać.
Następnego dnia, gdzieś półtorej godziny przed pobudką, przychodzi do mnie dyżurny i mówi, że major mnie wzywa. Zrozumiałem, że nie mógł spać z radości. Przyszedłem do niego, otworzyłem drzwi, a on do mnie mówi:
– Dzień dobry, bracie Gerasim – a po chwili – Chwała Bogu, bracie Gerasim.
Później opowiedział mi, że gdy wrócił, córeczka była już całkowicie normalna. Przypadek epilepsji orzeczono jako ciągły. Wróg męczył ją stale i zachowywała się nienormalnie bez przerwy, więc to uzdrowienie było natychmiast widać. Wszystko to mi opowiedział.