Nigdy nie byłem specjalnie religijny. Moją katolicką edukację w tym zakresie skończyłem w 6. klasie szkoły podstawowej. Już wtedy zauważyłem, że powtarzane bez końca pacierze i wklejanie świętych obrazków do zeszytu do religii ma niewiele wspólnego z wiarą i nie zbliża mnie do Boga.
Kiedy zacząłem pracę zawodową powoli wpadłem w kierat codzienności: dom-praca-dom itd. Życie zaczęło toczyć się w przerażająco nudnym dla mnie schemacie. Wszystko to działo się w realiach PRL-u, który dodatkowo potęgował we mnie poczucie pustki.
Brak życiowych perspektyw i zwyczajna ciekawość spowodowała że wy- jechałem na południe Europy. A tam: zarobki o niebo lepsze a więc i życie o wiele łatwiejsze, ładniejsze niż w Polsce krajobrazy, do tego cieplejszy, śródziemnomorski klimat (uwielbiam ciepło) a otaczający mnie ludzie
życzliwsi i bardziej uśmiechnięci niż moi rodacy. Byłem zachwycony, właśnie o to mi chodziło!
Jednak po jakimś czasie i to, wydawało by się, lepsze życie też zaczęło mnie nudzić. Zacząłem zastanawiać się nad głębszym sensem mojej egzystencji na tym świecie. A to nieuchronnie poprowadziło mnie ku Bogu. Po raz pierwszy, instynktownie, zacząłem pytać Go o różne rzeczy dotyczące mnie. Ale, tym razem, nie były to pacierze ale naturalne, spontaniczne wypowiedzi. Wyraźnie czułem że jestem przez Niego wysłuchiwany, z wyczuwalnym wręcz ciepłem i empatią. Niesamowite doznanie!
Wraz z odkryciem tego rodzaju bezpośredniej modlitwy przyszła chęć podzielenia się tym faktem z innymi. Niedługo potem spotkałem na swojej drodze ludzi, którzy (tak mi się wtedy wydawało) byli odpowiedzią na to moje pragnienie. Szczerzy, uśmiechnięci i, co najważniejsze, otwarci na rozmowy o Bogu. Przebywanie z nimi wnosiło dużo pozytywnej energii do mojego życia a ja chciałem, żeby trwało to bez końca. Po kilku miesiącach spotkań zaproponowano mi bym przystąpił do ich społeczności. Nasuwała mi się wtedy jedyna możliwa decyzja - decyzja na tak.
Pomimo oczywistości tego wyboru postanowiłem spytać Boga o opinię. Przecież, słusznie założyłem, On wie najlepiej co wybrać. Moje pytanie skierowałem ku Bogu tuż przed położeniem się spać. I taką oto otrzymałem odpowiedź. W bardzo wyrazistym śnie zobaczyłem stado czarnych świń pasących się (ku memu zdziwieniu) na pustyni a między nimi jedną, czerwoną świnię. W jednej chwili wszystkie czarne rzuciły się na tę czerwoną i zaczęły ją gryźć. Po chwili poczęły oddalać się ku horyzontowi. Czerwona leżała cała we krwi, ale tliła się w niej resztka życia, co zauważyła jedna z czarnych. Ta wróciła i dogryzła czerwoną za gardło.
Zbudziłem się cały zlany potem z przerażenia. Czy to jest ta odpowiedź?
A więc nie mam przyłączać się do nich? Jeśli nie do nich to do kogo? Pytania cisnęły mi się do głowy, ale na właściwą odpowiedź przyszło mi jeszcze długo poczekać.
Po kilku latach wróciłem do ojczyzny i tu, niezrażony pierwszym niepowodzeniem, na nowo rozpocząłem poszukiwania jakiejś chrześcijańskiej społeczności dla mnie. W niedługim czasie dotarłem do małego zboru ewangelicznego w Gdyni. Głoszone tam słowo Boże bardzo dotykało mojego serca. Po około pół roku uważnego słuchania kazań i analizowania ich, doszedłem do przekonania że moje duchowe miejsce jest w tej właśnie społeczności. Usłyszałem też o grupie osób przygotowującej się do chrztu. Bez zastanawiania się postanowiłem do niej dołączyć.
Po jakimś czasie pojawiły się jednak wątpliwości. Ale pamiętny poprzedniej Bożej odpowiedzi postanowiłem znów Jego zapytać o tę decyzję.
Znów we śnie, zobaczyłem siebie stojącego w blasku lśniącego krzyża. Jego ciepłe światło oblewało mnie od głowy do stóp, ale tylko przód mojego ciała. Tył tonął w przerażających ciemnościach, takich, że bałem się obrócić za siebie. Wiedziałem że stoję na granicy nieba i piekła. Postawiłem więc krok w kierunku krzyża. Wtedy jego światło jakby zasklepiło się za mną oddzielając mnie od tego mrocznego miejsca za moimi plecami.
Obudziłem się rozradowany i spokojny. Wiedziałem że Bóg aprobuje ten
mój wybór. Przyjąłem chrzest, tym razem chrzest świadomy, gdyż byłem dogłębnie przekonany o niesamowitym Bożym poświęceniu dla mnie.
Krzyż przestał być dla mnie religijnym symbolem, a stał się miejscem mojego osobistego zbawienia. A Bóg przestał być dla mnie bezosobową ideą i stał się najdroższą mojemu sercu Osobą. Chwała Mu za to!