Nowa książka Johna MacArthura "Inny ogień" zawiera wiele cennych spostrzeżeń i potrzebnych ostrzeżeń. Każdy chrześcijanin powinien ją przeczytać, ale nie opierać swoich opinii na temat ruchu charyzmatycznego wyłącznie na treści tej książki. Dla równowagi warto zapoznać się z opracowaniem Craig'a Keener'a (Profesora Studiów Biblijnych w Seminariu Teologicznym Asbury w Wilmore, USA, autora licznych poważnych publikacji biblijnych), w którym rzeczowo komentuje błędy interpretacyjne, które popełnił MacArthur w swym dziele i wskazuje na konieczność trzymania się biblijnego objawienia bez wczytywania w nie postbiblijnych twierdzeń tak cesacjonizmu jak i skrajnego pentakostalizmu.
Poniżej znajduje się tłumaczenie wybranych fragmentów tego opracowania. Całość w j. angielskim jest dostępna na stronie: http://pneumareview.com/john-macarthurs-strange-fire.../...
Oferując kilka bardzo potrzebnych uwag, Inny Ogień Johna MacArthura niestety atakuje cały ruch charyzmatyczny. Jak wykazuję poniżej, MacArtur tłumi biblijną prawdę w oparciu o doktrynę postbiblijną (cesacjonizm – nauczający ustania cudownych Darów Ducha wraz ze spisaniem Nowego Testamentu), dopuszczjąc się tego samego wykroczenia, które zarzuca innym.
Z jego krytyki można jednak wiele się nauczyć; ponownie zwrócił on naszą uwagę na kilka poważnych błędów, którym kościoły charyzmatyczne muszą stawić czoła…
Kiedy brak nam samokrytyki, Bóg czasami powołuje osoby z zewnątrz, aby nam pomóc (delikatnie lub nie). Podczas gdy prawdą jest, że wielu (większość?) ewangelików desperacko potrzebuje nacisku charyzmatyków na ożywienie biblijnej nauki o Duchu Świętym, prawdą jest również, że wielu (większość?) charyzmatyków desperacko potrzebuje nacisku ewangelików na dokładne zrozumienie i wyjaśnienie Pisma Świętego.
Cel MacArthura jest tak rozproszony, że nieświadomie wysadza w powietrze nawet wielu kolegów krytykujących nadużycia. Praktykuje on obwinianie wszystkich związanych z ruchem charyzmatycznym w tak niekontrolowany sposób, a czasami na podstawie bardzo ograniczonych badań, że niektórzy pokuszą się o oskarżenie go o oczernianie współwyznawców. Biblijne podstawy jego obrony skrajnego cesacjonizmu są tak kruche, że ledwie dają mi powód do zmarnotrawienia miejsca na krytykę w tej recenzji, o czym mówiłem już gdzie indziej. Skupiam się więc przede wszystkim na jego szeroko zakrojonej krytyce.
Bezkrytyczne potępienie przez MacArthura wszystkiego, co charyzmatyczne, niewiele różni się od niektórych bigoteryjnych, świeckich potępień wszystkich ewangelików z powodu zachowania niektórych. Ktoś, kto ma skłonność do uogólniania, mógłby nawet wykorzystać przewinienia zawarte w tej książce do sporządzenia czarnej listy wszystkich ewangelików, lub wszystkich chrześcijan, stosując tę samą logikę, którą MacArtur stosuje wobec całego ruchu charyzmatycznego. MacArtur narzeka, kiedy outsiderzy wyciągają wnioski ze skandali, które obejmują wielu charyzmatyków do ewangelików (6), ale robi to samo, wrzucając do jednego worka cały "ruch" charyzmatyczny.
Twierdzi on, że (xiii) "wiele nieodpartych wybryków i pokręconych doktryn wniesionych do kościoła przez współczesny Ruch Charyzmatyczny jest równych (lub nawet gorszych niż) obcy ogień Nadaba i Abihu". Twierdzi on również (xv), że "współczesny ruch charyzmatyczny" przypisuje "dzieło diabła Duchowi Świętemu". Mówi on z nieco większą powściągliwością tylko o (xvi) "milionach charyzmatyków", którzy czczą fałszywego ducha; porównuje ich z izraelskimi bałwochwalcami, których Bóg zabił w Księdze Wyjścia 32.
MacArtur potępia nie tylko pewne ruchy teologiczne; przypisuje korzystanie z nadprzyrodzonych darów duchowych Szatanowi (s. xv). Łączy też charyzmatyczną praktykę języków z praktyką "szamanów voodoo" i grup heretyckich (137), starając się zdyskredytować wszelkie powiązania między językami charyzmatycznymi a Nowym Testamentem. Jednak takie języki kultowe nie są udokumentowane w pierwszym wieku, kiedy pierwsi uczniowie zaczęli mówić językami, a MacArtur pomija ich występowanie w późniejszej historii Kościoła przed współczesnym ruchem zielonoświątkowym (np. w odrodzeniu rdzennych chrześcijan w Indiach w latach sześćdziesiątych XIX wieku), z wyjątkiem tych (jak janseniści), które uważa za heretyckie (s. 137).
Godne pożałowania jest traktowanie przez niego języków jako demonicznych. Ponieważ dyskredytuje on jako subiektywne twierdzenia charyzmatyczne, że taka modlitwa pomaga im poczuć się bliżej Boga, zapewne tak samo zdyskredytowałby on moje własne twierdzenia, ale wierzę, że wewnętrzne duchowe odnowienie, którego doświadczam, gdy modlę się językami, wzmacnia mnie w mojej pracy dla królestwa.
Zdaniem MacArthura, duch stojący za ruchem charyzmatycznym "stanowi ogromną przeszkodę w prawdziwym duchowym wzroście, służbie i użyteczności". Mogę jedynie postrzegać te twierdzenia jako poważnie niedoinformowane; bezpośrednie prowadzenie przez Ducha, a nawet uzdrowienie w odpowiedzi na modlitwę, pomogło mi prowadzić ludzi do Chrystusa. Jeśli ewangelia, którą głoszę - zbawienie od grzechu przez wiarę w Pana Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego - nie jest prawdziwą ewangelią, to nie wiem, jak miałaby się ona nazywać.
MacArthur uznaje (81), że "w Ruchu Charyzmatycznym są szczerzy ludzie, którzy ... zrozumieli niezbędne prawdy ewangelii". Niemniej jednak, apelując o szacunek dla naszych poprzedników ewangelicznych, zauważa (xvi), że na początku XIX wieku konserwatyści w większości postrzegali zielonoświątkowców jako sektę, i że (xviii) "we wcześniejszych pokoleniach Ruch Zielonoświątkowo-charyzmatyczny zostałby nazwany herezją". (MacArthur jest niewątpliwie niezadowolony z tego, że Billy Graham przyjął Zielonoświątkowców do ewangelicznej owczarni, że większość członków Narodowego Stowarzyszenia Ewangelików to Zielonoświątkowcy, że około połowa ewangelistów na konferencji Billy'ego Grahama w Amsterdamie w 1983 roku była charyzmatyczna, że Zielonoświątkowcy służyli jako przewodniczący i dziekani ewangelicznych seminariów, i tak dalej).
MacArthur narzeka (xvii), że "w najnowszej historii żaden inny ruch nie zrobił więcej szkód ewangelii, zniekształcając prawdę i tłumiąc artykułowanie zdrowej doktryny". Chociaż sami charyzmatycy nie wszyscy zgadzają się co do tego, jak wygląda "teologia charyzmatyczna", poza tym, że nie jesteśmy cesacjonistami, MacArtur zarzuca (xvii), że "teologia charyzmatyczna zamieniła kościół ewangeliczny w szambo błędu i wylęgarnię fałszywych nauczycieli".
Rozumując w kółko, że wszelki wkład charyzmatyczny jest traktowany jako błąd, MacArtur twierdzi (xviii), że "teologia charyzmatyczna nie przyczyniła się do prawdziwej teologii biblijnej ani do jej interpretacji". "Prawdziwa interpretacja biblijna, zdrowa doktryna i teologia historyczna" - przestrzega (113) - "nie zawdzięcza nic ruchowi charyzmatycznemu - z wyjątkiem napływu błędów i kłamstw".
Wbrew silnym twierdzeniom, MacArthur skupia się na najbardziej skrajnych lub wątpliwych przykładach i unika wyraźnego potępienia niektórych bardziej wyważonych głosów; cytuje nawet na poparcie swojej krytyki niektórych "myślących charyzmatyków". W ten sposób doceniam jego selektywność; najbardziej zrównoważeni nauczyciele zazwyczaj unikają jego krytyki. Problem polega na tym, że czytelnicy, i najwyraźniej sam MacArthur, postrzegają skrajne i wątpliwe przykłady jako reprezentatywne, oparte na statystykach (omówionych powyżej) dotyczących tego, w co wierzy większość charyzmatyków.
Wybiórcze podejście MacArthura do historii ma na celu uzasadnienie jego stanowiska. Jednak jego aneks do historii Kościoła, jeśli ma być reprezentatywny, to zawiera tylko te stwierdzenia, z którymi zgadza się MacArtur. Owszem, istniali cessationiści, ale nie wszyscy ortodoksyjni wyznawcy byli cessationistami. Ireneusz, Orygenes i Tertulian twierdzili, że wszyscy są naocznymi świadkami uzdrowień i egzorcyzmów. Historyk Ramsay MacMullen pokazuje, że tego rodzaju doświadczenia stanowiły główną przyczynę chrześcijańskiego nawrócenia w III i IV wieku.
MacArtur cytuje Augustyna jako zwolennika cessationizmu (252-53), nie wspominając, że później zmienił on zdanie i odnotował liczne cuda, w tym powstanie z martwych i niektóre uzdrowienia, których był naocznym świadkiem. John Wesley cenił rozważanie proroctw, a nie ich odrzucanie, donosił o uzdrowieniach i opowiadał o wskrzeszeniu z martwych, czego też był naocznym świadkiem. Pod koniec XIX wieku ewangeliczni przywódcy, tacy jak baptysta A. J. Gordon ( od którego pochodzi nazwa Gordon-Conwell Theological Seminary) i A. B. Simpson, założyciel Christian and Missionary Alliance, byli kontynualistami i relacjonowali uzdrowienia.
Jak zaznaczono powyżej, MacArtur podkreśla (xvi), że na początku XIX wieku konserwatyści w większości uważali Zielonoświątkowców za sektę. W miarę jak niecharyzmatyczni ewangelicy poznawali zielonoświątkowców, ich poglądy zaczęły się jednak zmieniać, i to nie bez powodu. O tym jednak MacArtur już nie mówi.
Umiarkowani cesacjoniści nie mają dzisiaj problemu z tym, że Bóg czyni cuda, kiedy tak zdecyduje, a cuda nie zdarzają się tylko w kręgach charyzmatycznych. Nie występuję przeciwko umiarkowanemu cesacjonizmowi ale odrzucam skrajny cesacjonizm MacArthura.
Poddając w wątpliwość współczesne doniesienia o uzdrowieniach, MacArtur twierdzi (170-71), że prawdziwe uzdrowienia, te w Biblii, były "niezaprzeczalne". W rzeczywistości, podczas gdy niektóre uzdrowienia, takie jak uzdrowienie ślepoty, paraliżu lub powstania z martwych, mogą być oczywiste, inne, takie jak uzdrowienie upływu krwi, mogą nie być tak oczywiste dla obserwatorów.
Większość niezaprzeczalnych i oczywistych przypadków w Ewangeliach ma dziś wiele podobieństw, jeżeli obserwatorzy są gotowi przyjąć te same standardy dowodowe. Chrześcijańscy naoczni świadkowie o uznanej uczciwości potwierdzają natychmiastowe uleczenie ślepoty i powstania z martwych; przesłuchałem wielu z tych świadków i znam wielu z nich bardzo dokładnie. Takie uzdrowienia w imieniu Jezusa często występują również wśród niechrześcijan (tzn. nie tylko na publicznych spotkaniach dotyczących uzdrawiania, które krytykuje MacArtur).
Jeśli MacArtur zaprzecza twierdzeniom naocznych świadków, to popiera również bardzo poważne wyzwania, jakie stawiają sceptycy wobec wiary w spolegliwość twierdzeń o cudach zawartych w Biblii. Dziś w istocie mamy niekiedy dokumentację medyczną, której oczywiście brakowało w przypadkach biblijnych. Mamy też solidne doniesienia o milionach ludzi, którzy nawrócili się na chrześcijaństwo z zupełnie niechrześcijańskich środowisk, w Chinach i innych miejscach, ponieważ byli przekonani, że oni sami lub ktoś im bliski został uzdrowiony przez modlitwę w imię Jezusa.
Jeśli ktoś twierdzi, że wzbudzeni z martwych w naszych czasach, którzy byli zimni, sztywni, nie oddychali przez wiele godzin, a ich oczy były odwrócone do tyłu w głowach, nie byli naprawdę martwi, to skąd wiadomo, że córka Jaira, nie oddychająca tylko przez krótki czas, była naprawdę martwa? Możemy powiedzieć: "Bo tak mówi Biblia", ale chodzi mi o to, że ten rodzaj sceptycyzmu wobec silnych twierdzeń o cudach jest dzisiaj dokładnie taki sam, jak w przypadku kwestionowania Biblii. Hume używał wcześniej skrajnego cesacjonizmu, odrzucając dowody naocznych świadków na cuda, aby odrzucić również biblijne cuda, a inni sceptycy poszli w jego ślady. Skrajny cesacjonizm, który nie chce, aby inni odrzucali świadectwa naocznych świadków z pierwszego wieku, nie powinien odrzucać ich a priori dzisiaj, zawsze szukając dróg wokół wszystkich dowodów.
Jeśli przez cesacjonizm rozumie się po prostu, że Bóg nie zawsze postępuje tak, jak czynił to w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich, to przypuszczam, że ja (i wielu innych charyzmatyków) zostałbym uznany za cesacjonistę. Nie wierzę, że Jezus uzdrawia każdego, kto modli się o uzdrowienie. Jednak Bóg również nie zawsze robił to samo w całej historii biblijnej, ale pewnym wydarzeniom towarzyszyło więcej cudów niż innym. Przyjście Jezusa było kluczowym wydarzeniem, a w Dziejach Apostolskich widzimy, że innym kluczowym "wydarzeniem", któremu towarzyszą znaki, jest głoszenie Ewangelii. MacArtur zauważa, że "uzdrowienia uwierzytelniły prawdziwe przesłanie" (173). To prawda: a ponieważ to prawdziwe przesłanie nadal trwa, Bóg często kontynuuje jego uwierzytelnianie.
MacArthur myli proroctwo z kanonem, co zniekształca jego sposób traktowania proroctwa. Przypuszcza on, że "Jeśli Duch nadal dawał boskie objawienie, dlaczego nie mielibyśmy zebrać i dodać tych słów do naszych Biblii?" (69). Wiara w nowe objawienia, jak twierdzi, "milcząco zaprzecza doktrynie sola Scriptura" (242).
Zamieszanie MacArthura w tej kwestii prowadzi go do oskarżania ludzi o herezję poprzez jego własne niezrozumienie. Tak więc, kiedy Jack Deere twierdzi, że szatan opracował doktrynę, "która uczy , że Bóg nie przemawia już do nas inaczej niż przez słowo pisane", MacArtur przyjmuje, że twierdzi on, iż "wystarczalność Pisma Świętego jest demoniczną doktryną" (69) - coś, czego Deere nie mówi, przynajmniej tam gdzie MacArtur go zacytował. Jednak Pismo Święte nigdzie nie mówi, że Bóg skończył mówić, jest to podejście, które w rzeczywistości zaprzecza temu, czego oczekiwalibyśmy od wzoru z Pisma Świętego. Jeśli więc MacArtur chce przypisać swój własny pogląd na ten temat Duchowi Świętemu (a nie Szatanowi, jak sugeruje Deere), to MacArtur musi budować swoją teologię na postbiblijnym objawieniu.
Chociaż Pismo Święte i proroctwo w niektórych przypadkach nakładają się na siebie, to jednak w innych przypadkach nie spełniają tej samej funkcji. Proroctwo nie jest przeciwstawiane ustalonemu kanonowi, a pogląd MacArthura odnośnie ich opozycji jest raczej echem tradycji postbiblijnej niż samego Pisma Świętego. Proroctwo, podobnie jak historia, pieśni uwielbienia czy przepisy prawa, są ujęte w Piśmie Świętym tylko fragmentarycznie. Większość proroctw wypowiedzianych w czasach biblijnych nie pojawia się w Piśmie Świętym: i tak na przykład, czytamy o stu prorokach, których proroctwa nie są nigdzie zapisane (1Krl 18:13), oraz o wielu proroctwach na zebraniach kościoła domowego (1Kor 14:29-31), które w pierwszych kilkudziesięciu latach wczesnego chrześcijaństwa mogły w sumie liczyć dziesiątki tysięcy. Proroctwa mogły więc pojawiać się niezależnie od Pisma Świętego; objawienie w tym szerszym znaczeniu nigdy nie ograniczało się do Pisma Świętego.
"Kanon" nie zawiera wszystkiego, co Bóg kiedykolwiek powiedział, ale stanowi kij mierniczy do oceny innego objawienia. Ponadto, kiedy mówimy o Bogu mówiącym dzisiaj, większość z nas nie mówi o nowej doktrynie, ale o osobistej interakcji z Bogiem lub osobistym prowadzeniu przez Niego. Odkrywanie swojego powołania lub miejsca w służbie - przynajmniej czasami - obejmuje otwartość na subiektywne prowadzenie przez Ducha, które jest niepełne.
Zależne od Boga osobiste kierownictwo, czasami poprzez wyczuwanie wewnętrznego kierownictwa, nie jest tym samym, co wymyślanie nowej, postbiblijnej doktryny. W przeciwieństwie do tego cesacjonizm jest doktryną postbiblijną, która musi wyjaśniać jako nieistotny cały schemat objawienia biblijnego, aby wspierać swój własny pogląd na obecny, inny, postbiblijny stan, bez żadnego biblijnego ostrzeżenia o nadchodzącej, postbiblijnej zmianie. Które podejście, można by zapytać, ryzykuje promowanie niebiblijnej nauki?
Niewielu ma wątpliwości, że Duch Święty może przemawiać do naszych serc w ogólnym sensie przypominając nam, że jesteśmy dziećmi Bożymi (Rz 8, 16). Jeśli ktoś nie jest cesacjonistą w tej podstawowej kwestii, dlaczego nie pozwolić, aby Bóg doprowadził niektórych do tego, aby usłyszeli od Boga więcej szczegółów? MacArtur pozwala, aby Bóg mógł prowadzić nasze serca, ale tylko poprzez oświecenie Pisma Świętego (117). Zaprzecza prowadzeniu przez Ducha poszczególnych wierzących wewnętrznie i na s. 115 potępia nawet Doświadczenie Boga napisane przez Henry Blackaby'ego, które było źródłem wielkiej odnowy w Kościele.
1 Kor 13:8-12 wyjaśnia kiedy dary ustaną - kiedy zobaczymy Jezusa twarzą w twarz. MacArtur próbuje uczynić ten fragment niejednoznacznym, argumentując, że czas nie jest istotny (149). Jednakże, samo twierdzenie, że jasny fragment jest niejednoznaczny, nie jest argumentem. MacArtur nie wspomina też, że na pewno nie ma fragmentu, który miałby na celu zaprzestanie udzielania darów przed końcem wieku. W rzeczywistości Pismo Święte nie daje żadnego ostrzeżenia o tej rzekomej nowej sytuacji, a zatem może być argumentowane jedynie, w najlepszym wypadku, z historii Kościoła. Mimo to dary były kontynuowane w historii kościoła; a nawet gdyby nie były, wzór Pisma Świętego zachęcałby nas do szukania ich na nowo.
Paweł wzywał Koryntian, aby szukali proroctwa, a nie zabraniali języków (1 Kor 14:39). MacArthur twierdzi, że werset ten nie ma zastosowania do współczesnych charyzmatycznych proroctw i języków, ponieważ uważa te za podróbki. Nawet gdyby wszystkie współczesne przypadki charyzmatyczne były fałszywe (a ja twierdzę, że nie są), potraktowanie tego wersetu poważnie w świetle braku biblijnych dowodów na poparcie cesacjonizmu powinno doprowadzić nas do poszukiwania dziś prawdziwego daru proroctwa. To znaczy, nawet jeśli MacArtur miałby rację potępiając wszystkich współczesnych charyzmatyków (a ja twierdzę, że nie ma racji), to i tak myliłby się praktykując cesacjonizm.
Podsumowując, MacArthur oferuje kilka ważnych spostrzeżeń, ale brak równowagi w jego podejściu nie pozwala, aby było ono tak konstruktywne, jak powinno być.
Kiedy mówimy o "charyzmatykach", mówimy o tych, którzy uznają dary Ducha na dzisiaj. Ten wspólny element nie stanowi z technicznego punktu widzenia wspólnego ruchu ani porozumienia w nawet podstawowych kwestiach, tak samo jak zaprzeczanie istnieniu darów Ducha na dzień dzisiejszy nie stanowi jednolitego ruchu - jest to wiara, którą MacArtur dzieli z ateistami i innymi, którzy zaprzeczają istnieniu Ducha. Jeśli niektóre kręgi charyzmatyczne nie praktykują prawdziwych darów Ducha, to biblijną odpowiedzią nie jest wykluczenie wszystkich darów Ducha, ale odróżnienie tego, co prawdziwe od podróbek.
MacArtur zrezygnował z zadania rozeznawania, potępiając wszystkie dary. Jednak w epoce Ducha Świętego, w epoce od Pięćdziesiątnicy, tak nie jest. Dzieje 2 świadczą wyraźnie, że era zbawienia jest również erą, w której Jezus wylewa swojego Ducha na wszystkich swoich ludzi, uzdalniając do prorokowania. Krąg MacArthura nie może i nie twierdzi, że wypełnia to proroctwo. W rzeczywistości jego interpretacje omijają biblijne nakazy, aby "być gorliwym w prorokowaniu" i nie zabraniać mówienia językami (1 Kor 14:39), jak również aby nie odrzucać proroctw, ale je badać (1 Tes. 5:20-21).
Jego próby uchylania się od zasadności tych nakazów na dziś wynikają z jego teologicznego systemu skrajnego cesacjonizmu. Podejście to podważa charakter nowej ery Ducha podkreślanej w Nowym Testamencie, jak na tę epokę pomiędzy pierwszym i powtórnym przyjściem Jezusa. MacArtur broni systemu, który jest dokładnie sprzeczny z pierwotnym świadectwem, które pierwsi chrześcijanie niekiedy przytaczali dla siebie jako ruch końca czasów (np. Dz 2,17, 33). Podobnie, jak Robert Bruce Mullin wykazał, że na skrajnym cesacjoniźmie opiera się odrzucenie biblijnych i postbiblijnych cudów. Czy nam się to podoba, czy nie, czy też nie, szeroka krytyka MacArthura wobec wszystkich charyzmatyków sprzyja wrogom Kościoła, którzy pragną zaprzeczyć wszelkim dowodom na boską aktywność i krytykują brak jedności Kościoła.
Inny Ogień oferuje kilka bardzo potrzebnych ostrzeżeń, z których wielu z nas może skorzystać. Niemniej jednak, ponieważ atakuje wszystkich, którzy praktykują charyzmatyczne dary, krytyką właściwą tylko tym, którzy ich nadużywają, ostatecznie nie promuje poprawy w konstruktywny sposób. Miejmy nadzieję, że inni podejmą się tego zadania w bardziej pomocny sposób.